logo

Czasem po prostu to… wybiegaj

Czasem po prostu to… wybiegaj

Ten mój ostatni czas, te trzy miesiące to pasmo prawie samych porażek. A zaczęło się od zdrowia. A potem jak domino. Ostatnie tygodnie to zmuszanie się do podniesienia się z łóżka. Już kiedyś przeżyłam taki czas, bardzo dla mnie trudny i teraz wszystko wróciło. Te emocje, te lęki, brak wiary w siebie, udawana uwaga kierowana ku innym, wyznaczanie sobie zadań, by jakoś przeżyć kolejny dzień. Kolejny i jeszcze bardziej beznadziejny. Ile by się nie starała, było źle. Są takie chwile, kiedy chcesz, by wszyscy wokół się odpieprzyli, żeby dali Ci spokój. Trzeba jakoś ogarnąć dom, a jedyne, o czym marzysz, to zasnąć i przespać kolejne tygodnie. Może się samo wyjaśni ? Może samo naprawi ? Może coś ktoś ? A może ktoś z rodziny się zorientuje i zareaguje ?

Do szaleństwa doprowadzały mnie dwie rzeczy: permanentny ból i brak możliwości ruchu. Ból i powikłania zdrowotne powodowały, że ograniczałam wysiłek fizyczny do minimum. Od razu wyjaśniam: nie jestem osobą, która jest za pan brat z medytacją, jogą itp. To nie dla mnie. Ja mam w sobie mnóstwo energii, która musi gdzieś się skanalizować. Jednym z jej sposobów jest ruch. Tak jak nazwa pewnej grupy na fb dla biegaczy, której jestem aktywnym członkiem: muszę “wybiegać wqrwa”. Wówczas cała złość, frustracja, pretensje, żal, ból, wszystko jest .. jak to mówią Niemcy “vorbei”. Wracam zmęczona, czasem wręcz umordowana, ale inna. Taka oczyszczona emocjonalnie. Schodzi wszystko ze mnie, nabieram dystansu. Nagle zaczynam sobie zdawać sprawę, że na część spraw nie mam wpływu, więc dlaczego się tak angażuję ? Potem dochodzi do mnie, że robię podstawowy błąd i idę w jakimś kierunku, a powinnam obrać ścieżkę obok. Powoli wszystko staje się jasne, bardziej wyraźne. Puzzle zaczynają się układać.

Bieganie, czy też sport formą terapii ? Ja wiem – to banał. W klikaj w google te hasła, to wyskoczy milion tekstów, które to potwierdzają. I teraz – po raz kolejny – ja również to potwierdzam.

Bo to prawda.

Ból powoli mija, więc kilka dni temu pierwszy raz od 3 miesięcy, bardzo ostrożnie i uważnie, podreptałam małe kółko. Tak z 5 km. Zeszło nam – razem z Odim – chyba z godzinę. Wczoraj była powtórka. I wiesz co ?

Czuję się o wiele lepiej. Inaczej wstałam z łóżka. Spokojniej rozmawiam z córką. Nie lecą mi z rąk szklanki. Nie drażni mąż. Na czepianie szefowej reaguję bez emocji – wszak ona zawsze ma problem, więc jeden w tą czy w tamtą…

Oczywiście, problemy nie zniknęły. Wciąż dostaję maile: “dziękujmy, ale nie jesteśmy zainteresowani…”. Mam zapisanych do załatwienia mnóstwo spraw, tak wielkich i poważnych, że aż się boję patrzeć na tą listę.

Ale ja się zmieniam, a właściwie moje podejście. I właśnie rozwijam tą listę i powoli zakreślam to, co już załatwiłam i to, co załatwię z ciągu kolejnych dni. Powoli, w swoim tempie. Zbieram siły i mam ich coraz więcej. Może nie rozbiłam banku, szału nie ma, ale pojawiła się chęć. Takie zalążki chęci, że wstać z łózka i bez obaw zmierzyć się ze światem, jak to śpiewał Mietek Szcześniak.

I to właśnie zawdzięczam bieganiu. Dzięki temu nabieram chęci. Chęci do mierzenia się ze światem. To jest mój sposób. Tego mi brakowało. Tego potrzebowałam. Dzięki temu czuję, że dam radę. Może nie wszystko ogarnę od razu, ale to jest dobra, właściwa droga.

Jutro idę do pracy, pewnie wrócę zmęczona, ale po południu i tak biegam.

A jaki jest Twój sposób?

Powodzenia !  

Zabrania się kopiowania i rozpowszechniania zamieszczonych na stronie treści.

Zarejestruj już teraz bezpłatne miejsce na szkoleniu